czwartek, 31 grudnia 2015

365/365

Ech... patrzę na to 365/365 i... aż trudno mi uwierzyć, że oto minął rok. Że dotrwałam w tym zapisywaniu do tej, mimo wszystko, magicznej daty.
Od rana piękne słońce! Cudowne, zachęcające. Pojechaliśmy na spacer do portu w Mrzeżynie, łaziliśmy po plaży, spotkaliśmy spacerowicza, który idąc plażą czytał książkę. Ale było też bardzo zimno i wietrznie a G. umoczył w morzu rękawiczkę. Na obiad pojechaliśmy do polecanej "Wiejskiej chaty u Beaty". Zmarznięci zamówiliśmy żurek i drugie dania. Kiedy kelnerka przyniosła miski z zupą zapytałam, czy drugie dania są adekwatnej wielkości? Pani przytaknęła i poinformowała, że można zabrać do domu. I kiedy szła do nas z talerzami już wiedziałam, że zwyczajny, nawet bardzo głodny człowiek nie da rady zjeść tego, co jest na talerzu. Matko, jedną porcją najadłaby się cała nasza trójka. Kupiliśmy też pierogi na noworoczny obiad. 20 sztuk pierogów pani musiała spakować do czterech pudełek obiadowych, to daje pojęcie, jak wielkie były:)

Po obiedzie poszliśmy na promenadę. Akurat zachodziło słońce. Stał kramik z grzanym winem. Serce ściskało się ze wzruszenia, że dana jest nam taka chwila. Że czuję, jakby to był najpiękniejszy sylwester w moim życiu. Nie na balowej sali, nie w makijażu, obcasach, sukience ale na falochronie, w czapce, kapturze, przy zachodzącym słońcu. Nie umiałabym wymarzyć sobie lepszego zakończenia roku.

364/365

Oczywiście spałam do południa. Wyprostowałam włosy, zrobiłam oko. Pojechaliśmy na plażę do Dźwirzyna, na spacer. Uwielbiam ten ciężki, zbity piasek, spokojne morze, przenikliwy wiatr i nikogo na horyzoncie. W drodze powrotnej wjechaliśmy do Kołobrzegu, do księgarni. W "Matrasie" była tak miła pani, przeurocza, że właściwie po to, aby zrobić jej przyjemność kupiłam książkę, którą w sieci kupiłabym o 1/3 ceny taniej. W herbaciarni kupiliśmy dla G. (gdyż postanowiłam zerwać z moim byciem dzikiem z lasu i umówiłam się ze znaną mi z sieci Kołobrzeżanką na degustację śledzika) kubek z kotami i herbatę. Wielką przyjemność sprawiło mi wybieranie dla niej prezentu, tak dawno nie kupowałam w normalnych sklepach, gdzie można dotknąć, wziąć w ręce... Na obiad pojechaliśmy do bardzo polecanej w TripAdvisorze, kameralnej pizzeri. Pizza wspaniała, tak bardzo że po zjedzeniu dwóch domówiliśmy trzecią. A później pojechaliśmy do G. na śledzika. G mieszka z L. i trzema kotami w pięknym, bardzo klimatycznym mieszkaniu. Zjadłam śledzia! Tak! Był wspaniały!:) 
I znów kolejny dzień, który bez wahania powtórzyłabym w całości.

363/365

Och, Kołobrzeg! Napisać, że uwielbiam to nic nie napisać. Zmienił się od naszych ostatnich odwiedzin: przebudowano molo, deptak opróżniono ze straganów, postawiono nowe ławki i latarnie. Wygląda czysto, nowocześnie i bardzo estetycznie. Na obiad wybraliśmy się do "Grubej Ryby", zamówiłam dorsza z pieca i... w życiu nie jadłam tak lekkiej, tak wspaniale doprawionej ryby. Pospacerowaliśmy po molo, poszliśmy do "Świata lodów" na lody. Niby przezornie wzięliśmy po dwie dziecięce, małe kulki, ale... Już zapomniałam, że one są ogromne! Musieliśmy dopić kawą:) Wieczorem poszliśmy na spacer po pięknie iluminowanej starej części miasta. Cudowny dzień...

365.2015

          Mapa marzeń 2015 stała się mapą wspomnień,
          czegoś nieplanowanego, co się wydarzyło...



          Dobrnęłam do końca roku. Na razie sama, może tak zostanie...
          Fakt, ten koniec jest z przytupem ! Odebrałam poświadczenie
          odbioru i z dniem 31/12/2015 zakończyłam sprawę wiszącą
          nade mną przez 15 lat. Niech to będzie puenta. Tak, po prostu.


364.2015

30/12 - największą ulgę na pograniczu szczęścia poczułam wieczorem,
          gdy okazało się, że nie idę na spontanicznie organizowany wieczór
          noworoczny, który z kameralnego rozrósł się do 12 osób :)

środa, 30 grudnia 2015

363.2015

29/12 - urlop w br1 i br 2. Telefon z nadzoru... jeszcze 2 sprawy
          do załatwienia, sporo nerwów, ale wygląda na to, że 31/12
          zakończy ten rok z prawdziwym przytupem !
          Wracając do domu "Trudne życzenia" Ani Rusowicz i Adama Nowaka
          (zaskakująco, w całym internecie nie do usłyszenia)...
          zaczęłam tak płakać, że nie mogłam opanować szlochu i łez,
          jakby mi po raz kolejny puściły tamy.

362.2015

28/12 - czyż poniedziałek może wydać się po prostu lepszy,
          bo L ma urlop ? Wychodzi na to, że tak...
          Po pracy br2, kawałek drogi z parkingu do biura
          z (nowymi) słuchawkami w uszach - to lubię !
          Choć muszę przyznać, że "Wybawiciel" idzie mi
          nadzwyczajnie wręcz opornie :)

361.2015

27/12 - kawa z D w Cafe Rialto. Sennie, spokojnie, wśród wielu
          pustych stolików. Sam fakt spotkania - wciąż miły, wizja wspólnego
          życia - coraz mniej atrakcyjna. Choć może to nie najlepsze określenie.
         
          Kaczka z jabłkami u rodziców, mocna wymiana zdań między
          synem nr1 a moją mamą... i ulga, że wreszcie pacyfikuje moją latorośl
          ktoś inny, a nie ja :)
         

wtorek, 29 grudnia 2015

362/365

W wypoczynkowym klimacie spałam do południa. I po południu też spałam. W międzyczasie spacer nad morze. Uwielbiam tę chwilę, kiedy zza ściany lasu słychać szum. I kiedy wchodzę w wąskie przejście między sosnami i jest MORZE. Po obiedzie zaległam z książką, przeczytałam prawie 300 stron. A wieczorem znów, kolejny raz zauroczyłam się Julią Roberts w "Notting Hill".

361/365

W drogę. Trochę trwało zanim spakowaliśmy się. Jechaliśmy przez małe miasteczka, przez płot pomachałam Dot. Wioseczki świątecznie udekorowane, ogródki rozświetlone kolorowymi girlandami lampek. A później wjazd do miasteczka G. I ta świadomość, że gdzieś w tle jest morze. MORZE. W domu już pozostali uczestnicy wyjazdu. W tym i cudowny, rudy pies. Jak fajnie znów móc potargać psie uszy...